Dziękujemy Trenerowi Michałowi za dwa lata spędzone w Gnieźnie z rocznikiem 2011. Zawodnicy wraz z rodzicami podziękowali szkoleniowcowi podczas ostatniego treningu 30 czerwca.
W sezonie 2021/2022 cały rocznik przejmuje Trener Bartosz Kapsa.
Zapraszamy do lektury drugiej części wywiadu Pana Tomasza Domańskiego z Trenerem Michałem Bigajem.
Prywatnie…
„Nie można powiedzieć, żebym był piłkarzem, ponieważ swoje granie zakończyłem na piłce młodzieżowej. Grywałem różnie, w środku, na bramce. Z tym jest związana pewna historia, która wpłynęła na moje późniejsze decyzje życiowe.”
O przyszłości…
„Dużo osób mówi, że jak zrobię sobie przerwę to już nie wrócę, ale ja wiem, że bardzo bym chciał.”
CZĘŚĆ II
AM: Odejdźmy na chwilę od tematu Mieszka. Jaki prywatnie, jaki na co dzień, jest Michał Bigaj? Czym lubi się Pan zajmować w wolnym czasie? Piłka nożna rządzi, czy może jednak całkiem co innego?
MB: W wolnym czasie, o ile taki się znajdzie, to piłka nożna rządzi. Tak na co dzień, myślę, że jestem osobą rodzinną, lubiącą spędzać czas z bliskimi. Ostatnie lata były bardzo pracowite, tego wolnego czasu było mało, więc wolne chwile poświęcam najbliższym.
AM: Pana ulubiona potrawa?
MB: Nie będzie to nic wykwintnego, stawiam na burgera.
AM: Jakiej muzyki Pan słucha?
MB: Hip-hop, rap, głównie polska scena muzyczna.
AM: Pamięta Pan jakiej drużynie kibicował jako młody chłopak i kto był Pana piłkarskim idolem?
MB: Od zawsze jestem fanem Barcelony. Tak więc stoimy po przeciwnych stronach barykady (prowadzący rozmowę to fan Realu – przyp. red.). Mam znajomych, fanów Realu i potrafimy wymienić się, czy to gratulacjami, czy przyjacielskimi uszczypliwościami na ten temat. Unikam jednak dyskusji w sieci na temat tych dwóch zespołów.
Mój piłkarski idol to Andrés Iniesta. Zarówno na boisku jak i poza nim to wzór profesjonalizmu. Świetny pomocnik, potrafiący zagrać w sposób nieszablonowy i skuteczny. Nie jest on efektowny, ale na pewno niezwykle efektywny. Brakuje teraz takiej osoby w Barcelonie.
AM: Nie sposób nie zapytać o to kto jest Pana wzorem jeśli chodzi o trenera i dlaczego?
MB: Zostaniemy w tym samym klimacie. Pep Guardiola. Mogę polecić wywiady, książki, artykuły i jego wypowiedzi. Warto czytać w nich między wierszami. Jak odchodził z Barcelony to siedziałem przed telewizorem i płakałem. Pep to osoba, która Barcelonie przywróciła wszystko i za to zawsze będzie przez fanów Blaugrany wielbiony. Zwycięski pojedynek 6:2 z Realem w Madrycie oglądałem wiele razy i cały czas mam go gdzieś na komputerze. Jego profesjonalizm, poświęcenie swojej pracy, ociera się o obsesyjność. To oczywiście czasami przeszkadza, szczegół zaczyna przesłaniać ogół i zdarza się, że Guardiola sam staje się ofiarą swojego perfekcjonizmu.
AM: Jakby Pan porównał Wrześnię z Gnieznem.
MB: Uważam, że Września jest fajnym miastem do życia. Mogę zdradzić, że Trener Mateusz powiedział mi, że jakby miał gdzieś indziej mieszkać to właśnie we Wrześni albo w Toruniu. Miasto się fajnie rozwija, co niestety przekłada się na korki. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Poza tym powstało tyle nowych ulic, że czasami zdarza mi się włączyć nawigację. Słuchając porównań pomiędzy Wrześnią, a znacznie większym przecież Gnieznem, mam wrażenie, że odczuwa się, nawet piłkarsko, że Gniezno ma jakiś kompleks Wrześni, który nie wiem z czego wynika. Potencjał Gniezna jest jednak nieporównywalnie większy.
AM: Wróćmy zatem do tematów stricte sportowych. Jak zaczęła się Pana przygoda z piłką nożną? Czy był Pan wcześniej piłkarzem? Jeżeli tak to na jakiej pozycji Pan grał?
MB: Nie można powiedzieć, żebym był piłkarzem, ponieważ swoje granie zakończyłem na piłce młodzieżowej. Grywałem różnie, w środku, na bramce. Z tym jest związana pewna historia, która wpłynęła na moje późniejsze decyzje życiowe. Pierwszego trenera wspominam bardzo dobrze. Niestety kolejny spowodował, że z piłki zrezygnowałem. W momencie, gdy przyszedł moment wyboru kierunku kształcenia to postanowiłem sobie, że wrócę do piłki w innym charakterze. Postanowiłem, że będę starał się zrobić wszystko, aby nigdy nikt nie zrezygnował z piłki z powodu niesprawiedliwego potraktowania, jak ja to zrobiłem.
AM: Czyli można powiedzieć, że został Pan trenerem przez trenera, którego Pan spotkał na swojej drodze w młodości?
MB: Tak. Idąc na studia od razu wiedziałem, że nie będę pracował w szkole. Znacznie bardziej odpowiada mi praca w klubie i narzędzia w nim dostępne. Po prostu do szkoły trzeba chodzić, a do klubu można. To jest ta różnica, która sprawia, że mam znacznie większe pole do działania. Stąd wybrałem kierunek trenerski. Może to trochę dziwny powód, ale tak jak wspomniałem wcześniej, moim celem jest, aby każdy z chłopaków, który chce trenować, miał taką możliwość. Zawód trenera nie jest prosty. Nie są to też osoby dobrze wynagradzane, o czym przekonałem się w momencie rozpoczęcia mojej przygody z tym zawodem. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że nie jest tak jak można usłyszeć w niektórych medialnych dyskusjach, że trenerzy w Polsce są gorsi jak na zachodzie, że im się nie chce, że nie przykładają się do pracy. Poziom szkolenia w naszym kraju poprawił się i to bardzo. Uważam, że byłby jeszcze lepszy, gdyby człowiek pracujący w tym zawodzie mógł godnie żyć z otrzymywanego wynagrodzenia. Takie jest moje zdanie. Oczywiście zdarzają się gorsi fachowcy, jak w każdej branży, ale uważam, że takie globalne oceny nie są fair, tym bardziej, że trenerzy łączą pracę zawodową, gdzie zarabiają, aby utrzymać rodziny, z pracą trenera.
AM: Co Pana zdaniem jest najistotniejsze w zawodzie trenera piłki nożnej w grupach młodzieżowych?
MB: Dotarcie do dzieci i zaszczepienie w nich ducha sportu, zdrowego stylu życia, aktywności fizycznej. Nie wiemy co te dzieci będą robiły za kilka lat, może zmienią dyscyplinę, ale uprawianie sportu to obowiązek pójścia na trening, grania meczu w weekend. Jest zwycięstwo i porażka, które pomagają potem łatwiej przyjmować sukcesy i niepowodzenia w życiu codziennym. Dobry trener w tej kategorii wiekowej to ten, który potrafi przekonać dzieci do swojej osoby. Wtedy dzieci są w stanie zrobić dla niego i dla siebie dużo.
AM: Po meczu zawsze długo rozmawia Pan z zawodnikami. Po treningach zresztą również.
MB: Tak. Ta rozmowa jest dla mnie ważna. Chcę mieć zawsze pewność, że wiemy po co robimy pewne rzeczy tak a nie inaczej, że rozumiemy dlaczego stało się tak a nie inaczej. Pewnie można by przybić piątki i pójść do domu tyle, że ja potem biłbym się z myślami, że nie powiedziałem im co było fajne, a co nie wyszło. Ważne jest budowanie świadomości zawodników. Pewnie rodzice, w niedzielę o 12, myślami są już przy obiedzie, jednak warto wspomnieć, że dzieci mają również naprawdę dużo do powiedzenia.
AM: Patrząc z boku wydaje się, że to Pan cały czas mówi.
MB: Oczywiście ja mówię najwięcej, ale moja rozmowa z chłopakami polega również na zadawaniu otwartych pytań. Często też, dla upewnienia się, że zespół słuchał, wracam na końcu do kwestii poruszanych wcześniej. W większości odpowiadają dobrze, więc wiem, że słuchają.
Wrócę znowu do spotkań z Wartą Poznań. Tylko trener wie jak ciężko czasami coś powiedzieć. Jak patrzą na Ciebie wszyscy, bez wyjątku i każdy z nich ma zapłakane oczy, a Ty wiesz co dla nich ten mecz znaczył. Zresztą sam masz podobne emocje. Wiesz również, że oni zdają sobie sprawę ze swoich indywidualnych błędów, które skończyły się stratą bramki.
Podam inny przykład. Zawodnik nie trafia z trzech metrów na pustą bramkę. Czasami słyszymy z ławki rezerwowych jak trener wyładowuje swoją złość. Jak ten zawodnik się czuje? Przecież on jest na tyle duży, że wie, że właśnie nie trafił do pustej bramki. Nie trzeba mu tego mówić. Nie można tego eskalować na całe boisko. W myślach mogę sobie powiedzieć wiele rzeczy, ale nie mogę i nie chcę mieć o to pretensji. Wiem, że on chciał tą bramkę strzelić, ale nie wyszło.
Podsumowując. Ja na pewno lubię mówić. Są takie momenty, gdzie chcę przykuć uwagę zespołu, powiedzieć, że to i to jest ważne. Szczególnie, że mamy założenia przed meczem, więc wypada po meczu powiedzieć co wyszło, a co nie. Inaczej wyglądałoby to tak, że zapomniałem o tym, co mówiłem wcześniej.
AM: Wiemy już, że zdecydował Pan o zakończeniu współpracy z MKS Mieszko Gniezno. Nie sposób zatem nie zapytać o Pana podsumowanie dwuletniego pobytu w klubie. Jak będzie Pan wspominał pobyt w Gnieźnie?
MB: Na pewno na plus. Oczywiście należy oddzielić tutaj perturbacje piłki seniorskiej. Jesteśmy jednym klubem, ale jednak to dwa różne obszary, które działają na różnych zasadach. Lekki niedosyt będę miał, ponieważ uważam, że stać Mieszko Gniezno, aby być wiodącą Akademią w regionie. Uważam również, że był taki czas, który wskazywał na to, że tak będzie. Samo miasto, z racji swojej wielkości ma dużo zdolnej młodzieży. Do tego dochodzi region, gdzie również takie dzieci znajdziemy. To w Mieszku te dzieci powinny grać. To powinien być cel Mieszka. W dzisiejszych czasach dojechać 15-20 km na trening to nie jest problem. Mieszko stać, aby być topową Akademią i ma do tego warunki, chociażby infrastrukturę. Wiem jak to jest, gdy jej nie masz. Mój poprzedni klub nie ma tyle szczęścia, a jednak pokazuje, że też się da. Wspomnienia będą na pewno pozytywne. Dużo energii do pracy dawał mi mój zespół. Mimo, że trudnych momentów też było trochę, to jednak dzięki chłopakom, dzięki ich pracy, na treningu mogłem od tych codziennych problemów odpocząć, odciąć się od nich.
AM: Na koniec. Czego życzy sobie Michał Bigaj – prywatnie i w roli Trenera?
MB: Odpowiem standardowo. Myślę, że przede wszystkim zdrowia. Jak zdrowie moje i najbliższych jest to po prostu jest człowiekowi w życiu łatwiej. Zawodowo, parę lat wcześniej myślałem, że będę pracować w piłce seniorskiej. Przejdę etap piłki dziecięcej, młodzieżowej i będę pracował z seniorami. Dzisiaj powiedziałbym, że to nie jest tak oczywiste. Dużo osób mówi, że jak zrobię sobie przerwę to już nie wrócę, ale ja wiem, że bardzo bym chciał. I tego powrotu sobie życzę.
AM: Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas. Życzę powodzenia i realizacji planów oraz marzeń zarówno w sferze prywatnej jak i zawodowej.
MB: Dziękuję.
Wywiad przeprowadzony i opracowany: Tomasz Domański